Kancelaria Adwokacka Monika Piech-BalickaBezpieczeństwoZaufanieProfesjonalizmSzybkośćKompetencje
Zadzwoń do nas! 42 633 45 45 502 412 081
Napisz do nas

Aplikant adwokacki Szymon Drab w jednym z najtrudniejszych maratonów świata


Aplikant adwokacki odbywający aplikację adwokacką w Kancelarii Adwokackiej Moniki Piech-Balickiej - Szymon Drab – brał udział w Bromo Marathon na Jawie w Indonezji. Maraton ten wg rankingu Forbesa znajduje się w TOP10 najbardziej ekstremalnych maratonów na świecie. Nie była to jego pierwsza międzykontynentalna wyprawa biegowa. Rok pisaliśmy o jego wyprawie do Afryki, gdzie jako jeden z nielicznych „białych” wystartował z powodzeniem w maratonie w Kigali w Rwandzie.

Aplikant adwokacki w Bromo Marathon

Bromo Marathon

Zawody rozpoczynały się na wysokości blisko 1950 m n.p.m w wysoko położonej wsi Wonakitri. Według opisu, na trasie miało być blisko 2000 metrów podbiegów. Maratończycy startowali o 7.00. Trasa najdłuższego z biegów ropoczynała się odcinkiem w miarę spokojnym, po którym następowały „podbiegi przygotowawcze” i zaczynał się długi zbieg, początkowo asfaltem, a później polnymi ścieżkami. Po osiągnięciu najniższego punktu (ok. 1.500 m.n.p.m.) zaczynało się odrabianie straconej wysokości, na dodatek ze sporym naddatkiem, aż do kaldery na wysokości niemal 2.500 m.n.p.m.). Ostatnie 6 km pokonywało się stromym zbiegiem po asfaltowej drodze.
- Taktyka od samego początku była jednakowa dla każdego z nas: spokojnie maszerujemy pod górę, a odrabiamy na zbiegach i płaskich odcinkach.
Najlepszy czas z polskiej ekipy miał organizator tej wyprawy, łódzki adwokat - Maciej Rakowski, który dotarł do mety w 3 godziny i 50 minut zajmując 7 pozycję. Szymon Drab i jego kolega Jacek Moszczyński wbiegli na metę razem, trzymając między nami rozpostartą polską flagę z czasem 4 godziny i 13 minut z pozycjami 13 i 14. Bieg, ze względu na klimat i wysokość trzeba uznać za bardzo trudny. Największą zmorą tego biegu były bardzo uciążliwe skurcze mięśni, które chwilami zatrzymywały nas na trasie.

Indonezja – ostre jedzenie i korki

Udział w maratonie był głównym celem wyprawy, oprócz tego osoby biorące udział w wyjeździe miały okazję poznać Indonezję i kulturę.

Aplikant adwokacki Szymon Drab na Javie

Uczestnicy wyprawy przebyli bardzo długą drogę poprzez lotniska w Berlinie, Paryżu, Kuala Lumpur do Dżakarty. Cała droga zajęła im prawie 24 godziny z niewielkim wypoczynkiem na fotelach samochodu. Była to prawdziwa wyprawa, która nie miała nic wspólnego z wygodnymi hotelami i wykwintnymi restauracjami. Zakwaterowanie w hotelach z kilkuosobowymi pokojami z mniejszą ilością łóżek niż osób, które miały na nich spać, z toaletą w stylu „alpejskim”:
- Koczujemy w jednym pokoju, gdzie oprócz trzech łóżek jest już tylko miejsce na plecaki. Łazienki typowo indonezyjskie, bez kabin prysznicowych, bez spłuczek, zastępowanych przez beczki, z których kubełkiem nabiera się wodę.
… oraz jedzenie w ulicznych jadłodajniach tzw. warungach.
- Na pierwszy rzut oka warungi wyglądają jak obskurne nory, które w Polsce sanepid zlikwidowałby w minutę. Podstawą dania jest ryż lub makaron, do którego można dokładać dodatki – kawałki mięsa, sera tofu, warzywa, jajka. Od losu zależy, jak ostrą potrawę sobie nałożysz. Jedzenie nakłada się rękami. Trudno w to uwierzyć, ale nikt z nas nie miał w czasie tego wyjazdu problemów żołądkowych. Cena za obiad? Maksymalnie 7 złotych.

Aplikant z Kancelarii Łódź na Javie

Po Jawie nie podróżuje się szybko. W Dżakarcie pojęcie korek uliczny zyskuje inny wymiar. Tu po ulicach się nie jeździ, nawet w nocy. Tu się na ulicach stoi, od czasu do czasu przeparkowując pojazd kilka metrów w przód. Metalowe puszki na trzech kółkach zwane tuk-tuk przesuwają się  mozolnie, a temperatura wewnątrz nich jest taka, że trzeba się mocno koncentrować, by nie stracić przytomności. Do tego wokół hałas i kłęby spalin. Dżakarta ma około 20 milionów mieszkańców, nie ma metra, tramwajów, więc jest to komunikacyjny koszmar. Dodatkowo w tym mieście śmieci są wszędzie, na ulicach, w kanałach, które kiedyś były rzeczkami. Dzień spędzony w stolicy całkowicie wystarczy, by poznać jej smak… i zapach. 

Jakarta - kanały

Gdy z Javy popłyniesz na wschód, dotrzesz na Bali, a gdy wybierzesz się jeszcze dalej, trafisz na wyspę Lombok. Wielkością zbliżona do Bali jest jednak znacznie mniej turystyczna i skomercjalizowana, dlatego tu właśnie postanowiliśmy spędzić kilka kolejnych dni. Na szczęście na Lombok nie musieliśmy płynąć, a skorzystaliśmy z drogi powietrznej.

Indonezja-przyroda

Skoro jesteśmy na tropikalnej wyspie, to wypada korzystać z jej uroków. Oprócz plażowania na szerokich i niemal pustych plażach podróżujemy po wyspie i oglądamy wodospady i tysiącletnie świątynie w kształcie piramid, przypominające osiągnięcia architektoniczne Majów.

Świątynia Majów

Nasze wrażenie z Jawy? Tłok i uśmiech. Na ulicach korki, a kierowcy... uśmiechają się do siebie i ustępują pierwszeństwa. W tym kraju publiczne okazywanie złości uznawane jest za oznakę szaleństwa. To podobnie jak w Polsce z życzliwym traktowaniem obcych.

Coffe Luwak

Jako, że ekspres do kawy jest najbardziej popularnym urządzeniem biurowym w naszej kancelarii, a kawa to podstawowy napój lubiany przez wszystkich, Szymon jako prezent z Indonezji przywiózł rarytas… jedną z najdroższych kaw świata zwaną „coffee luwak”. Jest to gatunek kawy wytwarzany z ziaren kawy, które wydobywane są z odchodów zwierzęcia nazywanego popularnie cywetą lub łaskunem. Łaskun chętnie zjada owoce kawowca, ale nie trawi jego nasion, a jedynie miąższ. Zwierzę zjada tylko najlepsze owoce, a przez przejście przez przewód pokarmowy łaskuna ziarna kawy tracą gorzki smak i kawa z nich wytwarzana zyskuje nowy, łagodny aromat. Po wydobyciu ziaren z odchodów, ich oczyszczeniu, kawę przetwarza się w typowy sposób. Kopi luwak jest najdroższą kawą na świecie - kilogram kosztuje około tysiąca euro. Wynika to z faktu, że światowe "zbiory" tego gatunku kawy wynoszą zaledwie 300-400 kg rocznie. Rarytas... na szczęście bez zapachu.


Komentarze

  • Brawo Szymek!

    Piotr Sz Dodano: 10.12.2014